Urlop zaczął się dość ciężko ponieważ poranek przed wylotem był bardzo nerwowy. Pakowanie, do tego obowiązkowe 10 km do przebiegnięcia .... i ogarnianie ostatnich tematów przed wyjazdem. Koniec końców szczęśliwie bez większych problemów, ale lekko zdenerwowani znaleźliśmy się na lotnisku na czas.
Lot do NY odbył się bez żadnych przygód, aczkolwiek 9 godzin w powietrzu było dość męczące. Zmęczenie wynagrodził widok NY oraz Manhattanu w trakcie lądowania na JFK.
Pierwsze kroki w NY postawiliśmy po 16:00 lokalnego czasu. Wszystkie procedury na lotnisku odbyły się bardzo szybko i sprawnie. Bez większych problemów dostaliśmy się do metra i ruszyliśmy w stronę Manhattanu. Muszę przyznać, że pierwsze wrażanie dotyczące metra i transportu było bardzo pozytywne. Dostanie się na Manhattan do mieszkania jakie wynajęliśmy przy 23rd East Street zajęło nam od wylądowania około 1,5 godziny. Samo metro nie jest jakimś nadzwyczajnym dziełem sztuki, ale podróż była dość prosta i przyjemna. Bardzo łatwo odnaleźć się w całej sieci połączeń, a sam transport na Manhattan z JFK metrem był stosunkowo szybki i tani.
Po dotarciu na miejsce okazało się, że mieszkamy tuż obok Flatiron, czy słynnego, zwężającego się budynku (ponoć bardzo lubianego przez nowojorczyków)
Metro - może nie jest najpiękniejszym elementem architektury, ale jest za to bardzo efektywne i naprawdę dobrze włączone w architekturę miasta.
Flatiron, czy miejsce przy którym stacjonujemy.
Zmęczenie i jetlag spowodowały, że pierwszego wieczora mieliśmy siłę tylko na drobne zwiedzanie i wsłuchanie się w uliczny koncert jazzowy w parku z pięknym widokiem na podświetlony Empire State Building. Za to już cały następny dzień poświęciliśmy na zwiedzanie północnej części Manhattanu.
Niestety, NY przywitał nas chłodną i wietrzną pogodą. Było naprawdę zimno, na szczęści słonecznie. Ciepła kawa w ręce, rękawiczki, szalik i pierwsze wrażenia z Nowego Yorku........
.......Pierwsze wrażenie jakie zrobił na mnie NY, (który do tej pory znałem z filmów, opowieści) jest umiarkowanie pozytywne. Dla tych, którzy widzieli Sydney mogę powiedzieć, że miejscami bardzo przypomina to australijskie miasto, zwłaszcza Sydney CBD. Trochę tradycyjnej architektury miesza się z nowoczesnością, a miejscami jak Time Square z kiczem, reklamami i masą turystów. Niedziela nie była jeszcze tak tłoczna, ale poniedziałkowy poranek i poranny jogging po centrum do Central Park'u przypominał trochę przedzieranie się przez "gęstą puszczę" ludzi, samochodów, świateł.
Co jednak bardzo charakterystyczne, czego doświadczyłem również w Australii, ludzie są życzliwi i pomocni. Kiedy tylko widzą, że się zgubiłeś, bo usilnie szukasz na mapie miejsca, w którym jesteś podchodzą do Ciebie i Ci pomagają. Zagubienie w tym mieście trwa jednak stosunkowo krótko, bo miasto nie jest skomplikowane architektonicznie. Po kilku godzinach bardzo łatwo się w nim odnaleźć. W zależności od miejsca w jaki się przebywa można natknąć się na olbrzymie ilości turystów, lub całkowicie puste i kameralne uliczki. Miejsca uczęszczane przez turystów i dużą ilość osób są z reguły dość brudne i zaśmiecone. Za to części położone na uboczu są naprawdę zadbane i czyste.
Z ciekawych miejsc jakie udało nam się zobaczyć pierwszego dnia, to oczywiście Grand Central, Rockefeller Center, Empire State Building, Central Park i Hotel Plaza słynny z filmu Kevin sam w NY. Można także zobaczyć Time Square (aczkolwiek, nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia poza tłumem turystów), ale to bardziej po to, żeby "tick the box".
Grand Central Station wygląda w środku naprawdę pięknie. Na suficie wymalowane są znaki zodiaków. Samo zejście na tory kolejowe przypomina już warszawski Dworzec Centralny.
Rockefeller Center jest znacznie mniejsze niż zazwyczaj wygląda to w filmach czy na zdjęciach. Mimo, że mamy dopiero październik już można jeździć na łyżwach. A atmosfera dookoła zaczyna przypominać o zbliżających się świętach.
Central Park - to miejsce, które na pewno warto i trzeba zobaczyć. Park jest naprawdę olbrzymi i trudno uwierzyć, że ulokowany w samym sercu Manhattanu.
Po wyjściu z Central Parku warto przejść się ulicami Upper West Side, które są bardzo spokojnie i mają naprawdę ciekawą architekturę.
Time Square - tutaj raczej nie ma nic ciekawego do zobaczenia poza reklamami i tłumem turystów, z którego chce się uciekać już po kilku minutach.
A pierwszy dzień zwiedzania zakończyliśmy meczem - New York Rangers - Calgary Flames w słynnej Madison Square Garden. Dla fanów sportu znających NBA czy NHL to miejsce zdecydowanie warte obejrzenia. Naprawdę dobra oprawa muzyczno-medialna, która jednak już po około 1,5 godzinie zaczyna przytłaczać i denerwować nachalną komercjalizacją.
Drużynę, która przegrywa mecz 1:4 cały czas kreuje się na bohaterów. Muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawe doświadczenie i mimo wszystko bardzo dobra zabawa.
A nocy spacer po Manhatannie przypomniał, że zbliża się Halloween.
No comments:
Post a Comment