Wednesday, October 31, 2018

In limbo....Arizon, Utah and John Wayne (Monument Valley, Horseshoe Bend)


Za nami ponad 2000 przejechanych kilometrów, czyli prawie połowa naszej podróży po południowo - zachodniej części USA. Podróżując do Monument Valley zmieniliśmy kilkukrotnie strefę czasową. W pewnym momencie nawet nie wiedzieliśmy, w jakiej aktualnie jesteśmy. Dziwny stan zawieszenia pomiędzy strefami czasowymi i stanami. 

Podróżowanie po USA należy do bardzo wdzięcznych i przyjemnych. Po pierwsze drogi są całkiem przyzwoite i przemieszczanie się jest bardzo łatwe. Po drugie, kierowcy są zdyscyplinowani (poza nielicznymi wyjątkami). Jeździ się tutaj dość przepisowo, a samych ograniczeń prędkości jest bardzo mało. Paliwo za galon kosztuje od $2,90 w Arizona do ponad $4,0 w California, gdzie podobno jest najdroższe w USA. Trasy natomiast są pełne pięknych widoków, których obejrzenie bardzo polecam.






Monument Valley to chyba najładniejsze miejsce jakie do tej pory widziałem w USA. Leży na granicy stanów Arizona i Utah i jest znane z westerów jakie były tutaj kręcone. Jeśli tylko spojrzycie na zdjęcia od razu rozpoznacie te widoki, które mogą Wam się kojarzyć z Rio Grande, Fort Apache czy innymi produkcjami z Hollywood. To tutaj kręcone były słynne westerny z Johnem Waynem.  Myślę, że miejsce naprawdę warte polecenia i zobaczenia (nie tylko na zdjęciach. Żeby zobrazować Wam rozmiar tych gór na jednym ze zdjęć stoję z podniesionymi rękoma....mam nadzieję, że mnie odnajdziecie.








Po drodze z Monument Valley obok miasteczka Page znajduje się Horseshoe Bend, czyli malowniczy zakręt rzeki Colorado, po którym płynie ona dalej do Grand Canyon. Zakręt i sam skała, którą opływa rzeka są olbrzymie. Jeśli przyjrzycie się bliżej, na samym dole zauważycie domek, który będzie dobrym punktem odniesienia do zobrazowania rozmiaru rzeki. Na pewno jest to kolejne miejsce, które warto zobaczyć. 




Up to the North...Flagstaff i Grand Canyon



Phoenix nie zachwyciło nas niczym szczególnym poza wysoką temperaturą (ponad 30’C) i kilkoma ciekawymi widokami na centrum miasta z pobliskiego wzgórza. W samym mieście niewiele jest do zobaczenia więc bez szczególnego żalu ruszyliśmy na północ do Flagstaff, które stanowiło dla nas bazę wypadową do Grand Canyon. Po drodze odwiedziliśmy miasteczko Jerome i przejechaliśmy piękną trasą 89A polecaną przez znajomego. 










Po przejechaniu ponad 200 km z Phoenix do Flagstaff temperatura zmieniła się radykalnie z poziomu 30’C do 0’C nad ranem. Pożegnanie z letnimi ubraniami przyszło niespodziewanie szybko. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Flagstaff jak na małe miasteczko zaskoczyło nas bardzo pozytywnie. Jest nie tylko bardzo ładne i kameralne, ale ma też bardzo duży wybór restauracji i rodzajów kuchni. Zanim zatem przejdziemy do Grad Canyon to może parę słów o kuchni.

Poza New Orleans i New York napotkaliśmy raczej niezdrowe i bogate w cukier jedzenie. Jak pisałem wcześniej, wybór jedzenia jest niesamowity. Nieco gorzej jest natomiast z jakością tego jedzenia. Dominują produkty przetworzone i bogate w cukier. Śniadanie kontynentalne w hotelu to głównie produkty oparte na cukrze. Ciężko znaleźć warzywa, lepiej natomiast z owocami (które niestety pływają w cukrowych syropach). Dla osób na dietach, lub jedzących zdrowe jedzenie, warzywa etc. pobyt tutaj może stanowić wyzwanie. Trzeba się trochę nagimnastykować, żeby zjeść zdrowe śniadanie czy obiad (ale nie jest to niewykonalne). Oczywiście trzeba też spróbować lokalnego jedzenia, żeby przekonać się jak ono smakuje. Generalnie moje wrażenie jest takie, że nie bardzo zwraca się tutaj uwagę na kaloryczność, czy na to, że jedzenie jest niezdrowe. Decyduje smak, co oczywiście ma swoje zalety....wystarczy później trochę więcej ruchu np. w trakcie zwiedzania Grand Canyon. 









Monday, October 29, 2018

California (Palm Springs, Joshua Tree)



Tym sposobem dotarliśmy do California, z której jednak dość szybko wyjeżdżamy zatrzymując się tylko na chwilę w Palm Springs i zwiedzając Joshua Tree National Park. 

Lot do LA z NO trwał 3,5 godziny, a samo LA przywitało nas bardzo ciepłą pogodą (temperatura to 27-28'C). Oczywiście po USA nie da się inaczej poruszać jak tylko za pomocą samochodu. Po raz kolejny podróżując zagranicę i wypożyczając samochód dochodzę do wniosku, że rezerwując samochód z wyprzedzeniem trzeba zarezerwować jak najniższą klasę, a jadąc do USA trzeba  dodatkowo zarezerwować albo compact, albo full size. Dlaczego? W USA jeździ się dużymi SUV'ami, zatem wypożyczalnia prawdopodobnie i tak da Wam inny samochód i to wyższej klasy. Nas spotkała miła niespodzianka, kiedy nasz "full size" był niedostępny i usłyszeliśmy: "You can take whichever you want...". No i padło na SUV'a. 

Palm Springs 

Nasze zwiedzanie zachodu USA rozpoczęło się od.....olbrzymiego korka wyjazdowego z LA.....na 4-6 pasów wyjazdowych wszystkie było zakorkowane. To co rzuca się w oczy, to to, że ludzie podróżują tutaj samo w samochodach, a uprzywilejowany pas do podróży jest udostępniany samochodom już z 2 pasażerami. Z dużym opóźnieniem dotarliśmy do Palm Springs. Miejsce mało turystycznej, ale dobry punkt do zatrzymania w dalszej drodze. Przy okazji widoki w Palm Springs są bardzo malownicze. 




Amerykanie nie należą do społeczeństw, które zbytnio przejmują się ekologią co widać nie tylko na ulicach i na przykładzie samochodów, ale także w sklepach, hotelach i na ulicach. Widać to już po kilku dniach pobytu. Wszystko jest w plastiku, w jednorazowych opakowaniach, a to co bije po oczach bardzo mocno, to nastawienie na konsumpcję. Wybór w sklepach, dobrych produktów jest bardzo duży (sam pewnie mieszkając tu codziennie wyjeżdżałbym z koszykiem pełnym produktów, bo tak duży jest ich wybór). Natomiast są to w większości produktu przetworzone i zapakowane w plastik. 

Joshua Tree National Park

I przyszedł czas na pierwszy park, czyli Joshua Tree National Park, którego zwiedzanie zajęło nam około 3 godziny (po parku z racji jego rozmiaru można poruszać się samochodem, opłata za wstęp do parku to $30 za samochód) po zakończeniu którego ruszyliśmy dalej w prawie 5 cio godzinną podróż do Arizona, a konkretnie do Phoenix. 











Oak Valley Plantation


Louisiana to oczywiście nie tylko New Orleans, ale cała masa innych ciekawych miejsc do odwiedzenia. Na pewno warto wybrać się na wycieczkę na plantacje pod NO np. trzciny cukrowej, których w oryginalnej wersji przetrwało nadal kilka do dnia dzisiejszego (wycieczka trwał około pół dnia i kosztuje w zależności od opcji i plantacji od $50 do $100). 

Zaskakującym dla mnie podczas wizyty na plantacji było jej przedstawienie przez przewodnika. Za plantacjami stoi trudna historia tysięcy niewolników i całego systemu niewolnictwa w USA, tymczasem znakomita większość opowieści na temat plantacji dotyczyła jej historii, założycieli, wpływu ekonomicznego na stan Louisiana itd. słowem była mocno skoncentrowana na ekonomicznej części plantacji i właścicielach. Momentami oczywiście przewijał się wątek niewolnictwa, ale nie był on w żaden sposób eksponowany, a wręcz w moim odczuciu odsuwany na plan dalszy. Zwiedzanie plantacji z przewodnikiem odbywa się tylko w części głównej (czyli dom właścicieli plantacji), a dalszą część (np. domy niewolników) wizytujący mogą odwiedzić sami, ale już bez przewodnika. Bez względu na to, na pewno warto wyruszyć poza sam New Orleans, żeby zobaczyć coś więcej. 

Nawiasem mówiąc, to że Lousiana słynie z plantacji trzciny cukrowej widać na każdym kroku po ilości cukru jaki jest dozowany do wszystkiego......

 Dojazd do plantacji odbywa się drogami przez zabagnione tereny Lousiany. Bagna, to kolejna atrakcja, którą można zwiedzić.


Plantacja Oak Valley, na której kręcony był m.in. Forest Gump 




Domek niewolników na plantacji. 



Friday, October 26, 2018

Jazz on the street ....not only in New York


Trochę rozliczając się jeszcze z NY...4 dni na zwiedzenie i zobaczenie co tak naprawdę ma do zaoferowania NY to zdecydowanie za mało. Ale myślę, ze wystarczająco, żeby poczuć "smak" tego miasta. To trochę tak jak ze smakowaniem różnych potraw, czasem wystarczy jeden kęs, żeby powiedzieć, czy dana potrawa nam smakuje czy nie...aczkolwiek ten jeden kęs może akurat nie być najlepszym w danym momencie i może zdecydować, że do końca życia z naszego menu wykreślimy jakieś danie. Do restauracji "NY" chyba trzeba wybrać się kilka razy, żeby zobaczyć, czy to co ona proponuje naprawdę nam smakuje czy nie.

Club 21



Central Park





NY zrobił na nas wrażenie miasta w biegu, pełnego różnych ciekawych miejsc, mieszanki wszystkiego: kultur, kuchni, biznesu, piękna, ale również bezdomności, miejscami brudu i hałasu. Ta mieszanka jednak przyciąga ludzi, którzy lubią "hustle and bustle" wielkich miast i zapewne będziemy chcieli do niej wracać.



Jest takie ciekawe miejsce w USA, w którym nawet w toalecie na lotnisku można usłyszeć jazz i nie jest to bynajmniej NY.  Tak, tak....

WELCOME TO NEW ORLEANS. 

NO przywitał nas ciepłą, a drugiego dnia wręcz duszną i gorącą pogodą i od razu poczuliśmy, co to znaczy być na południu USA. Pierwszy poranek spędziliśmy w domu ze względu na silne opady deszczu oraz zagrożenie tornado. Temperatura oscyluje w okolicach 25-27'C, a dołączając do tego deszcz robi się naprawdę duszno. NO to zdecydowanie drugi biegun stylu życia w USA.

Ulice słynnego French Quarter pełne są otwartych restauracji, jazzu, zabawy, śmiechu, alkoholu. Na każdym rogu czuć zapach palonej maichuany (zresztą podobnie było w NY, ale na mniejszą skalę). Słowem idealnie miejsce dla ludzi, którzy chcą zaznać rozrywki. Architektura w tej części NO jest naprawdę piękna i warta zobaczenia zarówno za dnia jak i nocą. Poza tym jest wiele dobrego jedzenia i znanych miejsc do odwiedzenia jak np. Cafe du Monde znana na całym świecie z pączków. 





 Po ulicach jeżdzą piękne czerwone tramwaje.


Nowy Orlean to miasto rzeki Mississippi, która uchodzi do Zatoki Meksykańskiej. Można skorzystać tutaj z wielu atrakcji np. przepłynąć po rzece tradycyjnym stateczkiem napędzanym kołem, albo wybrać się na wycieczkę na plantacje. Oczywiście w NO trzeba wybrać się do restauracji z muzyką na żywo i posłuchać jazzu (taka możliwość jest w wielu miejscach).

A teraz wyjdźmy z bańki French Quarter...prawdziwy, nie komercyjny New Orlean można zobaczyć wychodząc dalej poza French Quarter i uwierzcie, nie jest to New Orlean, który widzicie w tej najbardziej komercyjnej części.